domu jest mi zawsze dobrze, więc i wówczas było, choć ze wszystkich moich wizyt na Mokotowskiej nie ta akurat dla mnie najważniejsza.<br>Pani Aldono, mija jedenaście lat, odkąd się poznaliśmy. W późnojesienny wieczór, deszcz, Aśka i ja wchodzimy jak zmokłe kury.<br>- Ty chyba od miesiąca nic nie jadłeś.<br><br> Byłem studentem, dziewiętnastoletnim chłopem, ale mówiła mi Pani po imieniu - "Wiktorek', co Aśka za każdym razem poprawiała, ale i tak zostałem dla jej mamy Wiktorkiem. Zjadałem wtedy u Was kolację i otrzymywałem nie tyle nawet zaproszenie, ile nakaz regularnego bywania na posiłkach, począwszy od następnego dnia, aż do czasu, gdy wróci moja matka