przyczyniła się walnie do powstania z końcem 1904 roku tej "Muzy", której głos zabrzmiał mocno i dźwięcznie "po tak długim, grobowym milczeniu, w takiej mizernej mieścinie". Z zapałem, mimo wątlejących sił, organizuje artystyczne wieczory, wybiera utwory do deklamacji, inscenizuje fragmenty dramatów wielkich romantyków. Oto ukazuje się Lilla Weneda cała w dziewiczej bieli, śnieżne róże wieńczą ciemne włosy, oto jej siostra Roza w czarnej szacie, ze spływającym jak strumień krwi czerwonym udrapowaniem, oto męski chór - czerń i biel chryzantem w butonierkach - i ten końcowy akord zbiorowej deklamacji: "O, święta ziemio polska!"...<br><br> Łzy w oczach widzów, gorące brawa. Trzeba budzić wciąż na nowo