cudzych polach. Dziadzia tylko kiwał głową, nawet nie chrząkał.<br>Przebrzmiał dzwon cerkiewny, potem kościelny, ucichły trąby pastusze, przebiegł pociąg wieczorny, dzieci z uliczek i dyrwanów rozeszły się do domów. Polek nie wracał.<br>Państwo Linsrumowie zjedli kolację. Babka zmywała naczynia i garnki, czyniąc to bardzo ostentacyjnie. Najdrobniejsze okruszyny jadła zeskrobała do dzieżki na dowód, że młodociany włóczęga, żulik niepoprawny, pozbawiony będzie wieczerzy.<br>Później zasiedli jak zwykle do modlitwy, pełni gniewu i zaciętości. Pani Linsrumowa położyła sobie na kolanach dyscyplinę. Słysząc najlżejszy nawet szelest, zaciskała palce na "koziej nóżce", a Dziadzia przerywał czytanie świętej książki. Patrzyli surowo w stronę drzwi.<br>Zegar wybił godzinę