młode, niezmiernie żarłoczne i równie pyskate pokolenie. Lud jaskółczy napsuł wiele krwi matematyka od czternastu boleści, płosząc uszczypliwym świergotem jego wielkie, lecz powiewne myśli. Nad gankiem sterczała nadbudówka, dwoma ślepiami okien patrząca na zielony, boży świat; pokoik w tej nadbudówce zajął Adaś. Pokoik był malutką filharmonią, wszystko w nim bowiem dźwięczne wydawało głosy: bolesnym skrzypieniem płakała szafa, skrzypiały deski w podłodze, a wiatr huczał w piecu. Izdebka miała jednak minę wesołą i słoneczną. Inne izby, obszerne i tak niskie, że można było ręką dotknąć powały, rzadko kiedy widziały słońce, wypijane po drodze przez łakome dzikie wino <page nr=73>.<br>Chłodno tu było nawet w