Zdawało się, że rozgrzane trawy drętwieją w upale, step zjeżył się nastroszoną, żółtawą szczeciną w całkowitym bezruchu. Murarze powkładali na głowy pirogi z gazet, słońce prażyło ich obnażone ramiona i barki, spalone na ciemny kasztan. Łarysa potknęła się na szczeblu, omal nie upadła, kilka cegieł omsknęło się ze stojaka, który dźwigała na grzbiecie, i łomocząc potoczyło się w dół po kładce, jedna odbiwszy się z impetem przeleciała tuż obok głowy Jaśki, która ledwie zdołała się uchylić. Druga pacnęła prosto w sadzawkę zaprawy i ochlapała Tatianę gęstą ćpają. "<foreign>A szczob tebe trastia mordowała!</>" - krzyknęła Tatiana do Łarysy, ocierając spryskaną twarz. Fartuch jej