cię. Przecież pani Kohnowa nie zaproponowała nam nawet rewizyty. Może i ma rację. Moje zainteresowanie Noemi nie było tak silne, żebym upierał się <br><br>przy utrzymaniu naszych kontaktów. Z ulicy Wiejskiej na Leszno, gdzie mieszkali państwo Kohn, było dalej niż na antypody.*** O ile w czwartej klasie zacząłem rozwijać skrzydła do edukacyjnego wzlotu, to rozwinąłem je w piątej, zdobywając uznanie zwłaszcza polonisty - za moje wypracowania. Kazał mi je nawet, jako wzorcowe, czytać na głos kolegom na lekcji polskiego. Mile to łechtało moją ambicję, a ojca przyprawiało o, starannie maskowane, paroksyzmy rodzicielskiej dumy. Naszym polonistą, poczynając od klasy piątej, był pierwszy i wtedy