górze, bunt solidarnościowej prowincji przeciwko warszawce, stołecznym - jak mówiono - salonom intelektualistów spokrewnionych biografią z komunistami. Słowem był wielki amorficzny ruch społeczny, który się podzielił i rozpadł, także z powodu prywatnych egoizmów i zawiedzionych ambicji.<br><br>Poza tym, nawet gdyby w 1989 r. wprowadzono <foreign>numerus clausus</> dla byłych komunistów i urządzono kilka efektownych procesów, gdyby zwycięzcy historii przeszli przez Aleje Ujazdowskie prowadząc w jasyrze pokonanych - jak tego chciał Jan Walc - to i tak dziesięć lat później jakiś działacz "S" wypowiedziałby przed kolejnymi wyborami do rozczarowanego elektoratu: "A teraz, kurwa, my" i zmiótł ze sceny solidarnościowych jakobinów, bolszewików czy, jak kto woli, maccartystów. Z