wszystko to prowadzi do punktu kulminacyjnego, którym jest nagły skurcz wszystkich nerwów czy być może wszystkich krwionośnych naczyń. W każdym razie jest to bardzo ostry, jednoznaczny, totalny spazm. Potem drgawki, dreszcze, nieustanne ziewanie i odczucie wewnętrznego spustoszenia. Przez ciało przeszedł rozszalały tajfun. I mimo że ta niesamowita, demoniczna siła, która eksploduje, szarpie i niszczy wreszcie się wypala, przemija, nie przynosi to ulgi. Wręcz przeciwnie, pozostawia po sobie stan głębokiego psychicznego szoku, porażenie lękowe, odczucie niewymiernego wprost zagrożenia. <br>Minęło kilka godzin, znów zasiadam w fotelu. Czuję się nieszczęśliwa, zraniona i pokonana, ale jestem zbyt zmęczona, aby reagować, w ogóle nad tym myśleć