był w Cannes "Cyrulik syberyjski", w tym roku w Berlinie "Córka kapitana", a teraz znowu w Cannes - "Wesele" Pawła Łungina, który jest reżyserem nieźle już zadomowionym na Zachodzie, skąd dostaje pieniądze na kolejne projekty. Dwa pierwsze tytuły to wielkie widowiska historyczno-folklorystyczne, tworzone od pierwszego klapsa z myślą o sukcesach eksportowych. Z "Weselem" jest zupełnie inaczej, gdyż to obraz bardzo współczesny, z gatunku mały realizm, ale z wyraźnymi literackimi parantelami; jest tu coś z Czechowa, Gorkiego i Zoszczenki jednocześnie. Napisałbym, że widać też naszego Wyspiańskiego, ale nie sądzę, by Łungin widział kiedykolwiek "Wesele", choć wykluczyć się nie da.<br>Rzecz dzieje się