spełni cel swej egzystencji na tej planecie. Ale cel ten jest zasłonięty, niepewny, nieodgadniony. Los ludzki jest przeto wątpieniem i cierpieniem, tym większym, im bardziej świadomym, że może jest bezcelowy, nieistotny, zbędny..." A więc nie tylko ucieczka przed grozą napierającej na mnie (jak i na wszystkich) rzeczywistości wojny totalnej i eksterminacyjnej, lecz i zwątpienie w wartości, zapadające się w nicość wraz ze światem obracanym w perzynę. Cóż pozostało? <br>Homo sum, humani nihil a me alienum puto, pisałem. Zwłaszcza że człowiek jest jedyną miarą wszechrzeczy. Ale w jakim sensie? Jako epicentrum wszechświata? Czy też, przeciwnie, jako coś, co pozostaje, skoro nie warto