opowiadali, że znali kogoś kto miał ojca, brata, sąsiada, który kiedyś widział wejście, albo wręcz próbował tam wchodzić. I nic więcej - żadnych legend o skarbach, smokach czy zbójnikach, królach czy śpiących rycerzach, których zawsze pełno kręciło się po naszych, tatrzańskich czy ojcowskich grotach. Tutaj po prostu miała być jaskinia, która epatowała samym swoim, hipotetycznym, istnieniem. Wszyscy wiedzieli o grotach, nawet dość licznych, położonych w południowej części masywu, stromo opadającej kilkusetmetrową ścianą na płaskowyż Cengle. Ale były to po prostu dziury w skałach, gdzie mieszczanie z Aix, wybierający się z rodzinami na piknik, chowali się w deszczowe niedzielne popołudnia, by nie zamoczyć