Typ tekstu: Książka
Autor: Pawlik Leon
Tytuł: Ankara
Rok wydania: 1998
Rok powstania: 1997
przesunął kaburę nieznacznie do przodu i natychmiast zawstydził się tego gestu.
- Tak my tu przy wyrębie jesteśmy - oznajmił mężczyzna, wrzucając do pieca kilka szczap.
Piec złapał ciąg, smużki dymu zafalowały po pułapem, zapach żywicy ze smolnego drewna przytłumił nieco smród. Kowalik i Majewski przybliżyli się do pieca, wyciągnęli dłonie nad fajerkami, które szybko się nagrzewały. Mężczyzna dorzucił jeszcze drzewa, po chwili fajerki zaróżowiły się.
- Ciężkie nasze życie - mówił mężczyzna. - Nawet usiąść na czym nie ma...
- Nic nie szkodzi - powiedział Kowalik. - Ogrzejemy tylko ręce, zaraz po nas przyjadą.
Mężczyzna zdjął z okapu nad piecem okopcony garnek, pochylił się nad wiadrem, rozbił dnem
przesunął kaburę nieznacznie do przodu i natychmiast zawstydził się tego gestu.<br>- Tak my tu przy wyrębie jesteśmy - oznajmił mężczyzna, wrzucając do pieca kilka szczap.<br>Piec złapał ciąg, smużki dymu zafalowały po pułapem, zapach żywicy ze smolnego drewna przytłumił nieco smród. Kowalik i Majewski przybliżyli się do pieca, wyciągnęli dłonie nad fajerkami, które szybko się nagrzewały. Mężczyzna dorzucił jeszcze drzewa, po chwili fajerki zaróżowiły się.<br>- Ciężkie nasze życie - mówił mężczyzna. - Nawet usiąść na czym nie ma...<br>- Nic nie szkodzi - powiedział Kowalik. - Ogrzejemy tylko ręce, zaraz po nas przyjadą.<br>Mężczyzna zdjął z okapu nad piecem okopcony garnek, pochylił się nad wiadrem, rozbił dnem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego