jej miękkich objęciach, z nosem w płótnie białego fartucha, pachnącego tak znajomo żelazkiem i krochmalem.<br>- Babciu - powiedziała sztywno, drżąc ze wzruszenia, z rękami wyciągniętymi wzdłuż ciała. - Dzień dobry. To ja. - Gardło się jej ścisnęło i głos się załamał, dobrze, że babcia objęła ją jeszcze mocniej, bo wszystko zginęło w przyjaznych fałdach jej fartucha - i wzruszenie, i załamanie głosu, i gwałtowny rumieniec.<br>- Aleś ty urosła, dziewczyno, bój się Boga! - szeroką, śniadą dłonią babcia pogłaskała policzek Aurelii i odsunęła ją na odległość ramienia, żeby lepiej się jej przyjrzeć. - Zaraz będziesz wyższa od babci! - powiedziała ze śmiechem. - A to kto? - przeniosła żywe spojrzenie na