godzinach pracy pojawiał się w skroniach nieustępliwy ból. O proszki było niełatwo. Wykłócała się ze starym felczerem, który przyjeżdżał raz w tygodniu, gburowaty i nieuczynny. Zmieniło się na lepsze, gdy niespodzianie zamiast niego pojawiła się młoda felczerka. Jaśka zaprowadziła ją do szopy, aby pokazać, w jakim powietrzu pracuje, i odtąd felczerka dbała o zapas proszków. Ona też skierowała Miszkę wreszcie do szpitala. Odjeżdżał uszczęśliwiony, a felczerce z wdzięczności, bo nic innego nie miał, chciał ofiarować dziesięć rubli, których nie przyjęła. Była to delikatna dziewczyna, krucha i wątłej budowy, garbiła się dźwigając dużą felczerską torbę. Pochodziła z Semipałatyńska, a wysłano ją na