im ta dziewczyna. A później tylko za jej wspomnienie i... komplet fotografii z poszczególnych seansów. To oczywiście na początek. Płacili przede wszystkim za jej milczenie, za to, żeby zechciała zapomnieć, wreszcie za to, aby ją piekło pochłonęło.<br>Miała pięciu takich "delikwentów". Ona z nimi figlowała, a Władysław S. fotografował i filmował z ukrycia, co się dało. Oczywiście nie była to wysoka jakość, ale nie o artyzm wszak chodziło. Ważny był dokument, jako element szantażu. Pozostałe dziewczyny z agencji nie wiedziały o niczym, ponieważ "studio" zostało urządzone w prywatnym mieszkaniu "Doktora", gdzie wstęp miała tylko jego ulubienica, Jowita.<br>W tej sytuacji lista