Twarz Pinokia stężała.<br>- Ośmieliłeś się? - wycedził lodowato. <br>To był syk, nie szept. - I to wiesz, brawo.<br>Myślał, że zdąży uskoczyć, ale wściekłość <br>Pinokia była szybsza. Okularnik z jakimś głuchym, nieartykułowanym <br>dźwiękiem rzucił się na niego. Pierwszy cios, który <br>dosięgnął Adama, zachwiał obydwoma, tak był gwałtowny <br>i silny. Pinokio skoczył jak furiat, ale nie na ślepo; uderzył <br>precyzyjnie, prosto w twarz - pod oko, z minimalnie tylko <br>o nos zahamowanym ciosem. Adam poczuł lepką ciecz wzbierającą <br>w ustach i nagłą, piekącą ciemność w lewym <br>oku. Ma kościste łapy - mignęło mu w myśli. <br>I silne, kto by się spodziewał.<br>Otarł bezwiednie twarz i próbując