Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
sztywne, mocne powietrze, przetkane igliwiem i dymem. Ciemniało, ale nadzwyczajnie, nie szarzało, granatowiało równo. U wylotu uliczki błysk, zapałka albo latarka? Nie sposób rozeznać. Jassmont chwycił rękę Róży. Z tego niewiadomego wynurzył się obciążony choinką człowiek. Tupnął wojłokami tuż przy nich, jakby się chwalił. Pozdrowił i przygięty wszedł w półotwartą furteczkę przy narożnym domku z zielonym gankiem. - Kto to był? Ty go znasz? - zapytała Róża.
- Nie, nie poznałem, ciemno - odpowiedział. Do domu Konstantego dochodzili, kiedy po rowach zagnieżdżały się mokre cienie i migotały pierwsze gwiazdy. Spóźnili się nieco. Gdy wchodzili do sieni, nie dane im już było zobaczyć ostatniej garści blasku
sztywne, mocne powietrze, przetkane igliwiem i dymem. Ciemniało, ale nadzwyczajnie, nie szarzało, granatowiało równo. U wylotu uliczki błysk, zapałka albo latarka? Nie sposób rozeznać. Jassmont chwycił rękę Róży. Z tego niewiadomego wynurzył się obciążony choinką człowiek. Tupnął wojłokami tuż przy nich, jakby się chwalił. Pozdrowił i przygięty wszedł w półotwartą furteczkę przy narożnym domku z zielonym gankiem. - Kto to był? Ty go znasz? - zapytała Róża.<br>- Nie, nie poznałem, ciemno - odpowiedział. Do domu Konstantego dochodzili, kiedy po rowach zagnieżdżały się mokre cienie i migotały pierwsze gwiazdy. Spóźnili się nieco. Gdy wchodzili do sieni, nie dane im już było zobaczyć ostatniej garści blasku
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego