nie uwiedzie, żaden śnieg przepłaci,<br>Tylko ziąb gołoborza i łyk okowity.<br><br>Lubi więzić twój profil kołnierza eskorta,<br>Lubią siekać twe włosy akwilońskie szable,<br>Noclegują w twych skroniach jak w kościanych portach<br>Anielski fiolet żyłek przy gorączki diable.<br><br>Tak mi znowu czmychnęłaś na słotnym przejeździe,<br>Przez petardę pociągu wyłowiona, zgasła<br>Niby furtka otwarta na czas jakiś gwieździe<br>W oponach niskich deszczów, w pól namokłych pasmach.<br><br>A jednak nie zmyliłem twej postaci ściegu,<br>Bo gdy mówię twe imię, czuję że wychłódło<br>Nawet jądro planety. Więc obnażam przegub,<br>Wypatruję, jak tętni moich tętnic źródło.<br><br>Tu jest szept. Tu przestroga. Tu mowa poufna,<br>To ucieczka