Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
z jego ramion i postawiła na ziemi. - Chce pan, żeby panu dziecko zabili?

Ojciec bez słowa przycisnął mnie do siebie i okrył połą futra.

- Czy nie ma tu lekarza? - wołał podniesiony męski głos. - Lekarza! Lekarz potrzebny!

- Odsuń się od sztachet! Po co tam leziesz? - krzyczała jakaś kobieta.

Wydostałem się spod futra ojca i przyglądałem się wydarzeniom raczej z ciekawością niż z trwogą. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, co się dzieje, nie bałem się świszczących koło ucha kul, tylko widok krwi budził we mnie uczucie grozy.

Gdzieś daleko przegalopowała konnica, wzmagał się tumult na placu, ale środkiem posuwała się nadal spokojnie
z jego ramion i postawiła na ziemi. - Chce pan, żeby panu dziecko zabili?<br><br>Ojciec bez słowa przycisnął mnie do siebie i okrył połą futra.<br><br>- Czy nie ma tu lekarza? - wołał podniesiony męski głos. - Lekarza! Lekarz potrzebny!<br><br>- Odsuń się od sztachet! Po co tam leziesz? - krzyczała jakaś kobieta.<br><br>Wydostałem się spod futra ojca i przyglądałem się wydarzeniom raczej z ciekawością niż z trwogą. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, co się dzieje, nie bałem się świszczących koło ucha kul, tylko widok krwi budził we mnie uczucie grozy.<br><br>Gdzieś daleko przegalopowała konnica, wzmagał się tumult na placu, ale środkiem posuwała się nadal spokojnie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego