alfabet Morse'a. Drgnęli na ten odgłos domownicy, to mógł być tylko on. Zofia pospieszyła do drzwi i z okrzykiem radości: - To ty, Stasza?... - wciągnęła brata za obie ręce do korytarza. Na progu salonu stanęła matka, a za jej plecami tkwił nieruchomo ojciec, patrząc na syna w niemym zaskoczeniu.<br>Stanisław zdjął futrzaną papachę, strząsnąwszy z niej przedtem błyszczące igiełki śniegu. Ściągnąwszy czapę, wytarłszy starannie buty, uśmiechnął się, jakby przepraszająco, że narusza spokój, pogłaskał najmłodszego Ryśka po policzkach, po czuprynie, a potem po prostu, zwyczajnie, jakby dopiero wczoraj pożegnał się z rodziną, rzekł: - Co nowego, kochani? Witajcie! Przyszedłem napić się z wami herbaty