byli zbyt liczni. Jeśli było więcej osób, to część - obowiązkowo - grała w winta - brydża jeszcze nie znano - w maleńkim pokoiku łączącym salonik z biblioteką, a reszta gości siedziała w bibliotece. W tym maleńkim kwadratowym pokoiku karcianym, w którym stolik był zawsze otwarty i do gry gotowy, znajdował się także stolik-gablotka, w którym, pod szkłem, spoczywały dyplomy i ordery generała. Nie spoczywały zresztą do końca, czyli do wojny, bo jeszcze parę dobrych lat przedtem zabrała je ciotka Julieta Morawska z Oporowa, matka Witolda, rozstrzelanego w Mauthausen, i Oleńki Bukowieckiej, przyjaciółki moich lat dziecinnych, też przez Niemców rozstrzelanej "za wrogą wobec nich