nich znajomą postać. Ale nie tę, której szukał. Nagle wszystko nabrało gwałtownego przyspieszenia, jak w slapstickowej komedii. Był już prawie na środku placu, kiedy usłyszał, a może bardziej wyczuł za plecami biegnących ludzi. Obejrzał się. W jego kierunku zmierzało kilka garniturów. Kiedy obrócił się w stronę hotelu, zobaczył następnych, w gajerach i ciemnych okularach, zbliżających się z niezwykłą prędkością. Teraz już był pewien, że pomiędzy nimi widzi znajomą twarz zapitego brudasa z knajpy. Zaczął biec. Przybrudzony ledwie dotrzymywał tamtym kroku, ale wciąż gestykulował, pokazując w jego stronę. Torba, cholera, wypadła. Pochylił się, żeby ją podnieść, ale nie wiedzieć jakim sposobem, kiedy