a niewiadomym, zapragnął Polek raptem jakiegoś śladu swoich spraw i pragnień. Patrzył w to drzewo pamiętne jak urzeczony, zaczął drżeć z dziwnego lęku, nieprzepartej ochoty. Potem nagle ruszył ku niemu sztywnym krokiem. Kiedy dotknął tej kory znajomej i szarej, wzdrygnął się raptownie i odskoczył. Zdało mu się, że usłyszał skrzyp gałęzi. Lecz było przecież cicho. Mgły szły od dołu. Cienki listek obracał się wolno wokół swojej osi. Polek ostrożnie wydobył nóż, rozejrzał się dokoła i jął żłobić napis w twardej kamiennej korze. Pracował gorączkowo, z uczuciem, że jest obserwowany, że ktoś śledzi tajemną czynność, że pozna słowa, które są przeznaczone dla