większy, i wreszcie któraś z nich, domyśliliśmy się, że to chyba gospodyni, Tamara Grigoriewna, nie wytrzymała, wskoczyła na posłanie, uniosła wysoko spódnicę i usiadła na nim okrakiem, i wszystkie z zazdrością patrzyły na nią, jak go ujeżdża niczym młodego konia, nienawykłego do siodła i jeźdźca, i do tych kłusów, i galopów, i cwałów...<br>a wkrótce zastąpiła ją druga, a inne przywierały do rąk Felka, siadały na nim, na twarzy, a on pod przymusem pieścił je palcami i językiem, póki z jękiem i krzykiem nie padały przy nim pokotem, a on tryumfował, wciąż napięty, niestrudzony, niezwyciężony, i ciągle nie miał dosyć,<br>ale