również pokory, skromności, szacunku dla pracy bliźnich. Gdy mi w domu gospodyni podaje podczas przyjęcia półmisek z pieczonym indykiem (np. Jane Hulsey w Thanksgiving w Santa Cruz czy ciocia Czarnecka smażoną wątróbkę na kolację), to nie zaczynam od wywodu, że zen, a wszyscy biesiadnicy popychają się widelcami w kierunku kliniki gastrologicznej czy wręcz cmentarza. Po prostu mówię - dla mnie mały kawałeczek, za to dużo, dużo jarzyn. To jest prościej, elegancko, no i wygodniej. Z tej racji wybaczcie mi tę parówkę w ogromnym garnku bigosu. Zresztą, co tu dużo gadać, była wspaniała!<br> Inna rzecz. W kraju, kogoś, kto nie je mięsa, traktuje