Pont,<br>To jest nieznany ląd."<br><br>Nasz Brandon nie znał trwogi.<br>Na czele swej załogi<br>Przemierzał ląd nieznany<br>Tajemne snując plany.<br>"Jak z Chinki słów wynika,<br>Tu znaleźć mam sternika,<br>Tu jest gdzieś stary Szwed..."<br>Tak myśląc, naprzód szedł.<br><br>Lecz marsz ten nie był prosty,<br>Bo wokół rosły osty<br>I kolców gąszcz ruchliwy,<br>I pięły się pokrzywy<br>Sięgając aż do twarzy,<br>Parzyły marynarzy<br>I kłuły w czoło, w nos<br>Jak rój złośliwych os.<br><br>Miał kucharz nóż kuchenny<br>"To oręż mój bezcenny,<br>Dalibóg, nie jest tępy,<br>Przetrzebię nim ostępy!"<br>Jął machać nożem co sił,<br>Ciął zielsko, rąbał, kosił<br>I siekał jak na farsz