ani słowa.<br>Szła w jakimś zatroskanym milczeniu, nie przypominając ani sobie, ani<br>mnie, żebyśmy rozglądali się za tym butem, co było widocznym znakiem,<br>że nie ten but ją dręczy.<br> W polach roiło się od ludzi kopiących kartofle i niektórzy odchylali<br>się znad motyk na nasz widok, niektórzy wołali za nami, gdzież to Bóg<br>prowadzi, lecz matka jakby gnana tym strapieniem, że święty Izydor, nie<br>święty Antoni, zdawała się nie pamiętać, że ludzie mogą nam tak samo<br>pomóc jak święci. I nawet nikomu nie posłała, szczęść Boże. Dopiero<br>gdyśmy doszli do łąk, jakby chcąc to strapienie wyrzucić wreszcie z<br>siebie, powiedziała:<br> - Święci