piosenkę o matce, o szpitalu i o głodzie. <page nr=288> Płacząc ciągle, Teodozja zamknęła okna. W pokoju zrobiło się cicho i ponuro. O szyby dzwonił tylko żałosny śpiew dziewczynki. Zygmunt usiadł w rogu kanapy i palił papierosa po papierosie. Słońce się gdzieś skryło, wiatr pędził chmury po niebie. Zrobiło się prawie ciemno, gdzieniegdzie w sąsiednich mieszkaniach zapalano światło.<br>O zwykłym czasie przyszła Stukonisowa. Bąknęła o jakiejś redukcji, o wietrze. Od zapłakanej Teodozji dowiedziała się o stanie swego lokatora. Poszła, przyjrzała mu się, po czym wróciła i jęknęła:<br>- Tego tylko brakowało, ciekawam, kto go i za co pochowa? Wczoraj jeden, dziś drugi, zaraza jaka