że nie wstanie. Kopnęłam go mocniej, ze złością, potem jeszcze raz. Kucnęłam przy nim, nie wiedziałam, co robić, zupełnie sama, zagubiona.<br>Było cicho, bezwietrznie, nie śpiewały ptaki, zaczynała się wiosna, pora, gdy wszystko powoli, leniwie zaczyna się budzić ze snu. W pobliżu nie było żadnej drogi, żadnego źródła hałasu, tylko gdzieś daleko ujadał pies, czasem zapiał kogut, krzyknął jakiś ptak. W tej koszmarnej ciszy usłyszałam mlaśnięcie i zobaczyłam końskie łajno spadające do sąsiedniej bruzdy, a potem patrzyłam, jak stary wałach sika szerokim strumieniem. Koński mocz pienił się i mieszał z ziemia, pryskał na boki, i twarz Pawlika pokryła się czarnymi kropkami