szerokie horyzonty nie analizując ich w szczegółach i szczególikach, ale przyjmując, że horyzont jest horyzontem akurat takim, jaki poddaje się zmysłom, a nie zbiorem elementów różnorakich i przypadkowych w postaci zaklętej czasem, przestrzenią i perspektywą. I oto tymczasem wybuchła bomba: okazało się, że horyzonty pana Pociejaka nie są bynajmniej tak gładkie, że niejakie drobiazgowe szczególiki uwierają go i dręczą. Otóż gdy raz wieczorem leżeliśmy już w łóżkach, pan Pociejak zawył nagle głucho, zerwał się i krzyknął z rozpaczą:<br>- Nie, nie, ja już dłużej nie mogę, ja już dłużej nie mogę, och, ach, wściec się można, ja się właśnie wścieknę albo zwariuję