Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
Telefon do pana.
- Do mnie? - zdziwiłem się.
- Od adwokata Campilli. Proszę tędy!
Ujrzałem jego rękę z dużym sygnetem na palcu. Lekko mnie pociągnął w kierunku krytych drzwiczek naprzeciw loggii. Odwróciłem się, aby pożegnać księdza, z którym rozmawiałem. Nie było go już przy nas. Nie zniknął jednak. Dostrzegłem jego plecy w głębi korytarza, którym powracał do czytelni. I dopiero wówczas w jednym mgnieniu uprzytomniłem sobie, gdzieśmy się widzieli. To był przecież ten ksiądz, który w pewnej chwili wywołał księdza de Vos i potem klarował mu coś półgłosem pod drzwiami pokoju, gdzie czekałem. No, jasne, że to ten.
- Uwaga. Schodki.
Niejedne! Wąskie przejście
Telefon do pana.<br>- Do mnie? - zdziwiłem się.<br>- Od adwokata Campilli. Proszę tędy!<br>Ujrzałem jego rękę z dużym sygnetem na palcu. Lekko mnie pociągnął w kierunku krytych drzwiczek naprzeciw loggii. Odwróciłem się, aby pożegnać księdza, z którym rozmawiałem. Nie było go już przy nas. Nie zniknął jednak. Dostrzegłem jego plecy w głębi korytarza, którym powracał do czytelni. I dopiero wówczas w jednym mgnieniu uprzytomniłem sobie, gdzieśmy się widzieli. To był przecież ten ksiądz, który w pewnej chwili wywołał księdza de Vos i potem klarował &lt;page nr=92&gt; mu coś półgłosem pod drzwiami pokoju, gdzie czekałem. No, jasne, że to ten.<br>- Uwaga. Schodki.<br>Niejedne! Wąskie przejście
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego