bał takich przeciągów i przeciążeń, który pewnym głosem, aczkolwiek trochę za wysokim, niepotrzebnie jąkając się, mówił o wartości dekalogu. A znamię na jego policzku wciąż przypominało mi Martę i ten moment, gdy na moim własnym weselu, oszołomiony winem i swoim szczęściem, ocierałem się udami o jej uda. <br>Gadamy akurat o głupocie transgresyjnej koncepcji twórczości, o pragnieniu pani profesor z chrapliwym głosem, żeby swoim chorym podejściem zarazić całą humanistykę, ha! ha! sztuka zdegenerowana, śmiejemy się, bo asenizacyjna metaforyka nagle stawia nas na pozycjach faszystowskich.<br>- Bingo! - mówi Sławek. - I oto sami się zdemaskowaliśmy. Jesteśmy po prostu faszystami.<br>- No nie, nie do końca - prostuję