Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
sama wiem, że to nie ma sensu...

Matka spojrzała na nią ze zdziwieniem.

- Co się stało, Polinka?

- Zakochałam się... Trudno... Jestem kochliwa jak idiotka... Ale przecież Sołowjow-Tamarin to najwspanialszy mężczyzna na świecie... Niech pani tak na mnie nie patrzy... Wiem, że gadam głupstwa... Adamczyk, co ci się stało?... Adamczyk, głuptasie...

Wyszedłem bez słowa z pokoju, a potem zbiegłem do piwnicy i tam ukryłem się w najciemniejszym kącie. Z czołem opartym o wilgotny mur starałem się wycisnąć z oczu łzy, które nie chciały płynąć.

- Wszystko przepadło - mówiłem do siebie. - Wszystko przepadło...

Z daleka, jak spod ziemi, dobiegał głos matki, potem Krysi
sama wiem, że to nie ma sensu...<br><br>Matka spojrzała na nią ze zdziwieniem.<br><br>- Co się stało, Polinka?<br><br>- Zakochałam się... Trudno... Jestem kochliwa jak idiotka... Ale przecież Sołowjow-Tamarin to najwspanialszy mężczyzna na świecie... Niech pani tak na mnie nie patrzy... Wiem, że gadam głupstwa... Adamczyk, co ci się stało?... Adamczyk, głuptasie...<br><br>Wyszedłem bez słowa z pokoju, a potem zbiegłem do piwnicy i tam ukryłem się w najciemniejszym kącie. Z czołem opartym o wilgotny mur starałem się wycisnąć z oczu łzy, które nie chciały płynąć.<br><br>- Wszystko przepadło - mówiłem do siebie. - Wszystko przepadło...<br><br>Z daleka, jak spod ziemi, dobiegał głos matki, potem Krysi
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego