każdej porze. Najpiękniej późnym popołudniem. Morze, widoczne od zachodu, połyskuje wtedy czerwonawo i silniej. Daleki Rzym nabiera koloru fioletowego. Opary nad nim gęstnieją. A powyżej niezmierzonej długości pasma chmur miedzianych i różowych, o miękkich, niewyraźnych kształtach.<br>Za wiele ze sobą nie mówimy. A zwłaszcza jak najmniej o tym, co mnie gnębi i co jego gnębi. Jeżeli już, to raczej o wsi, gdzie ma parafię, niż o przyczynach, dla których czasowo ją opuścił i utknął w Lazaretto, aby być w najbliższym zasięgu Rzymu. Z tego, co powiedział, wiem tylko, że rzeczywiście, tak jak się już domyśliłem, wszystko poszło o książkę. Wydał ją