popołudniową. Nim wyszedł spomiędzy drzew, usłyszał dochodzące, jakby z bunkra, głosy kłótni namiętnej. "Kobieta z mężczyzną". Męski głos rósł, groźniał, a teraz brutalnie dźgał krótkim słowem. Głos żeński się buntował. Jakby mocowanie. Słowo za słowo. Teraz krzyk bitej dziewczyny? Cisza. Jej rozżalenie, jęk zmaltretowany. Umilkła. Ale mężczyzna dalej skanduje swój gniew, wkrzykując w jej zakrwawione pewnie usta swą przewagę. I znowu cisza, nie dłużej niż kilkanaście sekund. <br>Hans czuje, że jest po stronie mężczyzny. Łowi uchem wybuchy słów, ale rękę trzyma na podbrzuszu. Słyszy, że głosy powracają, przytłumione. Już nie krzyk, ale prośba kobieca, roztrzęsiona w jęk, w jęk, w jęęęk