oplecione wiankami kwiatów i przysłonięte mgiełką woali z Benares. Prężne ciała ustępowały im niechętnie, oczy patrzyły odmiennie, natarczywie, zaczepnie, ciężkie wargi rozchylały się w zachęcającym uśmiechu. Istvana uderzyło, że właściwie takich Hindusek dotąd nie spotykał ani na ulicy, ani w modnych kawiarniach. Były świadome swej urody, pełnych piersi, gorących, którymi go dotykały, narastała atmosfera jakiegoś zwierzęcego napięcia, przyczajonej gotowości do kąsania i drapania, a może i wielkiego rozpaczliwego szlochu. Ten niepokój zaczął się im udzielać.<br>- Co za dziwna demonstracja? - dopytywała się Margit. - Skąd się wzięły te kobiety? Patrz, one tańczą...<br>Tłum zebrany na placu drgał, dudniła sucha ziemia, w zachodzącym słońcu wstawał