ich postawy. Tylko że na legalną opozycję miejsca w tamtej rzeczywistości nie było. Musieli zatem szukać dla siebie innej, mniej jasno określonej formuły i godzić się z tym, że swobody ich wystąpień nie będzie chroniła żadna litera prawa. To był pierwszy próg, jaki musieli przekroczyć wbrew normom rozsądnego pasywizmu.<br>Przekraczając go, stawali się przede wszystkim organizatorami nieoficjalnej opinii publicznej. Część tego, co chcieli powiedzieć społeczeństwu, przeciekało przez szczelny, ale nie dość precyzyjny filtr cenzury. To, co nie przeciekło, stawało się plotką, komentarzem do artykułu w <name type="tit">Prawdzie</>, czy w <name type="tit">Przeglądzie Tygodniowym</>, później w <name type="tit">Głosie</>, szumiało na poddaszach i w studenckich cukierenkach, przedostawało się