na twarz, nie miał czasu jej obetrzeć.<br>Jeśli nawet maruderzy myśleli o walce, widok padających trupów i sikającej strumieniami posoki skutecznie ich zniechęcił. Jeden miał spodnie opuszczone do kolan, nie zdążył nawet ich podciągnąć, dostał w tętnicę szyjną i runął na wznak, śmiesznie kołysząc wciąż nie zaspokojoną męskością. Drugi, zupełny gołowąs, zasłonił głowę obu rękoma, a sihill przeciął obie, w nadgarstkach. Pozostali pierzchnęli, rozbiegli się w różne strony. Wiedźmin ścigał ich, przeklinając w duchu ból, który znowu zatętnił mu w kolanie. Miał nadzieję, że noga nie odmówi posłuszeństwa.<br> Dwóch zdołał przyprzeć do płotu, ci spróbowali się bronić, zastawiać mieczami. Paraliżowani grozą