ostatniego... Nie! I teraz nie ma nikogo! Dokoła cichutko, choćby nocą w kościele. <br>Rozgniewałem się mocno, zerwałem czapkę i cisnąłem na tory. <br>- No, <orig>terozki</>, choćby was tu i dziesięciu wyskoczyło ku mnie, to jadę, pierońskie ciarachy!* - wrzasnąłem głośno. <br>Nikt mi jednakże nie odpowiedział. <br>Ruszyłem znowu. <br>I po raz trzeci ów górnik wyskoczył nagle na tory i jeszcze silniej, jeszcze prędzej zaczął dawać mi znaki miedzianą lampą! Światło jej lało się strumieniem na wozy i na mnie, ze srebrnego stało się zielone, potem żółtozłote, wreszcie buchnęło niby czerwony płomień z wielkiego ogniska. Wydało mi się, że się tlą na mnie łachy. Gorąco