weszła do pokoju, ażeby pozamykać okna.<br>- Patrzcie, państwo - zawołała - a ten pies jeszcze tu!<br>Bobek się zerwał.<br>- Już teraz nie dogoni, ze dwie godziny temu wyszli! - powiedział proboszcz. - Trzeba go zamknąć, żeby się gdzieś nie zawieruszył, pewnie po niego wrócą.<br>Ale Bobisia jak gdyby kto ukłuł w serce! Skoczył mimo gospodyni, wytrącił proboszczowi wazonik z rąk i jak oszalały wypadł na dwór. Gnał i gnał prosto przed siebie, drogą, którą oni odeszli. Pęd jego mieszał się ze smugami deszczu. Grzmiało. Na dworze zbierały się kałuże, a Bobek wpadał w nie, rozpryskiwał wokoło, nie dbając o nic.<br>- Wściekły pies - mówili ludzie, którzy