Typ tekstu: Książka
Autor: Mularczyk Andrzej
Tytuł: Sami swoi
Rok: 1997
naszej mamy nie
postarał sia - Marynią szarpnął nagły szloch. - A tak chciała się
źrebaka doczekać.
- Może dobry Pan Bóg zlituje się i kobyłę dopuści - wyraził szeptem
swoją ufność w Boga Kaźmierz. Patrzył nieprzychylnie na Kargula, który
klęcząc u wezgłowia umierającej, wciąż się wiercił jak dziecko, co za
karę klęczy na grochu. Powodem tego był mauzer, który trzymał pod
kolanami. Kiedy babcia Leonia wyznała swój największy grzech - że to
przez nią Witia zniknął, bo na jej życzenie miał kobyłę zapuścić -
suchy jak oset ksiądz zrobił na jej czole znak krzyża.
Zapadła cisza, którą wypełniło rżenie ogiera, oddzielonego na zawsze
płotem od klaczy
naszej mamy nie<br>postarał &lt;orig&gt;sia&lt;/&gt; - Marynią szarpnął nagły szloch. - A tak chciała się<br>źrebaka doczekać.<br> - Może dobry Pan Bóg zlituje się i kobyłę dopuści - wyraził szeptem<br>swoją ufność w Boga Kaźmierz. Patrzył nieprzychylnie na Kargula, który<br>klęcząc u wezgłowia umierającej, wciąż się wiercił jak dziecko, co za<br>karę klęczy na grochu. Powodem tego był mauzer, który trzymał pod<br>kolanami. Kiedy babcia Leonia wyznała swój największy grzech - że to<br>przez nią Witia zniknął, bo na jej życzenie miał kobyłę zapuścić -<br>suchy jak oset ksiądz zrobił na jej czole znak krzyża.<br> Zapadła cisza, którą wypełniło rżenie ogiera, oddzielonego na zawsze<br>płotem od klaczy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego