nim w cerkwi ciężką koronę, podczas gdy pop, ku naszej uciesze, wygłaszał groźną sakramentalną formułę: "Niechaj żona zna lęk przed mężem swoim".<br><br>Wróćmy jednak do owych dni kijowskich.<br><br>Prócz Wani i mnie było jeszcze dwóch uczestników naszych podwórzowych zabaw: Wołodia, od roku już gimnazista, syn właściciela sklepiku, gdzie kupowaliśmy ulubione gruszkowe i berberysowe cukierki długości ołówka, po kopiejce para. Drugi chłopiec, młodszy ode mnie o rok, nazywał się również Wołodia. Dla odróżnienia przezwaliśmy go Kukurydzą, gdyż miał jasne włosy i brwi, tylko rzęsy, ni z tega, ni z owego, czarne. Ojciec jego, doktor Lubimski, prowadził od frontu laboratorium chemiczne, nad którego