ja będę musiał, powiedział Gabriel, lojalnie, bo była przecież sekretarką Hoechtsmanna. Suchestow nie mógł mówić, ale napisał pożegnalny list do niej i do Edzia, i tej samej nocy mu podała cyjankali. Dostała pozwolenie zawiezienia go na cmentarz drabiniastą furą. Poszedłem z nimi, żeby go zakopać. Woźnica mi pomagał, Edzio miał gruźlicę i niewiele mógł. Było szare jesienne popołudnie, jak wtedy gdy zakopywałem Schulza, ale Suchestowa pochowaliśmy w głównej alei, koło rodziny. Spod zwalonych nagrobków wyszedł młody pejsaty Żyd i zmówił modlitwę, bo myśmy nie umieli. Matka była na mnie zła, bo poza obozem mogli zakatrupić, czy się miało papier, czy nie