policją.<br>- Ledwo zasnęło. Dlaczego pan to robi? - spuściła głowę, bojąc się spojrzeć na Zygmunta.<br>Proste pytanie jak wyrzut sumienia. Zygmuntowi zrobiło się głupio. "Gówniarz! gówniarz! gówniarz!" - pomyślał o sobie.<br>- Przepraszam... Nie wiem, co mnie napadło... jakoś tak samo... Przepraszam. Nazywam się Zygmunt Drzeźniak. Chyba jesteśmy sąsiadami, mieszkam piętro wyżej... - urwał, gryząc się w język.<br>Kobieta, spojrzawszy smutno na Zygmunta, zniknęła za drzwiami. Jakie ona ma oczy! Zamek, chrobot klucza i ściszony płacz dziecka. Ale buras! Zygmunt-skulony-kundel-buras wrócił po cichu do domu.<br>Ten płacz dziecka, nie martwy, bynajmniej, bardzo żywy, cierpiący, choć ledwie przenikający przez ściany kamienicy, słychać było bardzo