pełną <orig>kończastych</> ostrzy czarniawego metalu, nierówną, poszarpaną, miejscami osłoniętą owymi trójkątnymi płytami, które nie leżały jednak w jednej płaszczyźnie; odchylone w górę lub na boki, pozwalały zajrzeć do pełnego ciemności wnętrza. Gęstwa poplątanych przegród, prętów, plastrowatych zaklęsłości była taka, że nie mogło jej przeniknąć światło słońca, a i promienie reflektorów grzęzły w niej bezsilnie.<br>- Jak pan myśli, Ballmin, co to może znaczyć? - powtórzył Rohan. Był zły. Wycierane nieustannie czoło sczerwieniało mu, bolała go skóra, piekły oczy, za kilka minut musiał nadać następny meldunek "Niezwyciężonemu", a nie umiał nawet znaleźć słów, by określić to, przed czym się znajdował.<br>- Nie jestem jasnowidzem - odparł