aż mi w szyi trzeszczało. Doganiałem ją z trudem centymetr po centymetrze.<br>Nikt się tak nie troskał jej rozwojem fizycznym jak ja. Jej piersi, małe, twarde i wesołe, są właściwie moim dziełem. Poświęciłem im wiele myśli i uwagi. Ulegałem straszliwym lękom, że nie dojrzeją, że nagle zanikną, że już się gubią w odzieży.<br>Nie dostrzegała we mnie mężczyzny. Byłem dla niej domownikiem, kolegą, o hańbo! - nawet przyjacielem. Nie wiem, czy wiedziała o mojej rozpaczliwej miłości.<br>Żyła, według mego zdania, nierozumnie. Łaziła po drzewach, budowała jakieś szałasy, nosiła spodnie. Rodzice jej cieszyli się. "To istny chłopak". A ja pragnąłem widzieć ją w