kurczęta wydziobują kawałeczki twarogu, a jagły co tylko wylęgnięte z jaj znalezionych przy żniwie kuropatwy i wykluwające się bażanty.<br> I jeszcze ten kapelusz, w którym jednej wiosny przyniesiono zwiniętego jak ogromny pierścień zaskrońca, zamierającego ze strachu zajączka, jeża dźwigającego na grzbiecie jabłko, to jabłko z raju? a może małą planetę? gwiazdę spadającą po śmierci dziadka?<br> Kapelusz, ten kapelusz idący sam ze stodoły, z podmokłej łąki, z kłoszących się pól, z lasu rozchylonego łokciami na prześwit, niesiony przez niewidzialne ręce niewidzialnej istoty, bo przecież bez okrycia na głowie, to rozlegające się nad nim śpiewanie, panoszący się śmiech, wieczorna modlitwa, że wreszcie będzie