próbowała ją przekonać, mogło się przecież udać. Uległaby prośbom, cóż innego jej pozostało? Mam na sumieniu śmierć Gawlikowej. Poniekąd ja właśnie. Czy nigdy nie wyzwolę się z tej pamięci?<br> Ziemia była już rozdana. Gawlikowa, ponaglana wielokrotnie, wkroczyła do salonu. Właśnie wkroczyła, nie weszła. W sutej, kwiecistej spódnicy, w serdaku, bluzka haftowana, krochmalona jak i fartuch na sztywno, lśniący bielą. Na głowie chusta, której olbrzymi węzeł opadał aż na kark. Chusta dziergana ręcznie w wymyślne dziurkowane listki i kwiaty. Nikt nigdy nie widział starej kucharki tak odzianej. Był to strój odziedziczony jeszcze po babce. Na nogach miała wysokie, przylegające do łydek skórzane