jakiś gwizd, jakby syk żmii, przewiercił uszy więźnia, spłoszył muzykę i obrazy, kawiarnię i Degajewa. Ciemno... Kto zgasił światło?... Gdzie Sergiusz?... Gdzie kawiarnia na paryskiej ulicy?... Za chwilę przeciągły jęk, głuche rzężenie ostatecznie odepchnęły halucynacyjne zwidy i przywróciły Kunickiego otaczającej go nagiej rzeczywistości. Popsute rury wodociągowe, przeszywając świstem mózg, dawały hałaśliwie znać o sobie gdzieś od dołu, od więziennych piwnic. I chory sąsiad zza ściany zaczynał, jak co dzień, swe gruźlicze, wieczorne kasłanie.<br>Rozwiał się bez śladu paryski bulwar, ulotnił aromat kawy, pozostała jedynie uporczywa myśl, ta z niedawnego snu... Stanisław czuje, jak dojrzewa w nim decyzja, niejasne omamy przybierają widomy