się pan pośpieszy. I niech pan weźmie ten ciepły płaszcz, wie pan, ten z barankowym kołnierzem, dobrze panu radzę". Hanemann na moment podnosił głowę znad otwartego nesesera, w którym obok butelki wody kolońskiej, bandaży, grubego swetra z golfem i ręcznika leżała mała paczka zawinięta w woskowany papier: "Niech pani już idzie na dół, dzieci się niepokoją".<br>Ach, dzieci! Ileż to razy prosiła, by nie wychodziły przed dom. Jak jednak mogła upilnować te dwie niespokojne dziewczynki w mysich płaszczykach, które goniąc się po schodach w sieni, co kilka chwil wybiegały do ogrodu, a potem wracały zgrzane, z białym obłoczkiem wokół twarzy: "Mutti